Zgodnie z zapowiedziami twórców "Piła 3D" ma być ostatnią częścią serii. To rodziło nadzieję, że w końcu coś się zmieni. Po znakomitych pierwszych kilku odsłonach kolejne odcinki raziły nudą, brakiem pomysłów na krwawe pułapki, a przede wszystkim wypaczeniem pierwotnego pomysłu. Patrick Melton i Marcus Dunstan mieli więc ostatnią szansę na rehabilitację. Niestety, nie udało się.
Historia zaczyna się dokładnie w momencie, w którym zakończyła się "Piła VI". Dlatego też film nie jest przeznaczony dla osób, które nie znają wcześniejszych części. Nie żeby wiedza na temat poprzednich "Pił" w czymś pomagała. Fabuła "Piły 3D" jest chaotyczna, sprawia wrażenie pisanej na kolanie. Mamy tu dwie prowadzone równolegle historie. Pierwsza to opowieść o jednym z tak zwanych „ocalałych”, który dostaje nauczkę za swoje kłamstwa. Druga to kontynuacja walki Marka Hoffmana z Jill Tuck. Pomiędzy te dwie historie wciśnięte zostały krwawe sceny, które nie mają z główną nicią fabularną nic wspólnego. Włączono je pewnie tylko dlatego, że nie będzie już kolejnych części, a twórcy nie chcieli marnować pomysłów.
W rezultacie twórcy zgubili się na prostej drodze. Łatwość, z jaką Melton, Dunstan i Kevin Greutert przeoczają potencjalnie dobre pomysły, zdumiewała mnie przez cały seans "Piły 3D". Bo przecież mógł to być niezły film. W scenariuszu znajdują się ziarna, które pielęgnowane, zaowocowałyby ciekawą intrygą. Taki potencjał ma chociażby rywalizacja Jill z Hoffmanem. Ale nie wiedzieć czemu, twórcy czynią z Jill kolejną ofiarę, królową krzyku. Można też było się skoncentrować na procesie rewiktymizacji, któremu podlegają ci, którzy przeżyli lekcje Jigsawa. To, jak dobrym obrazem mogła być "Piła 3D", najlepiej widać w końcówce. Jest to zdecydowanie najbardziej dopracowany fragment i po jego obejrzeniu naprawdę żałuję, że nie będzie ósmej części. Bardzo chciałbym zobaczyć, co wydarzy się dalej, bo twórcy otworzyli ciekawą drogę dla kontynuacji. Jestem przekonany, że wielu widzów w tym punkcie się ze mną zgodzi.
Pisząc o "Pile 3D" ,nie sposób nie wspomnieć o pułapkach. Tym razem twórcy postawili na rany kłute i szarpane. Większość z nich nie jest jednak specjalnie widowiskowa czy krwawa. Na szczęście Greutert wie, jak budować napięcie, stąd gra wstępna przy każdej kolejnej pułapce jest o wiele ciekawsza niż koniec. Tak jest na przykład ze sceną z liderem Linkin Park w roli głównej. Jest to zresztą najlepsza sekwencja w całym filmie.
Trochę szkoda, że historia "Piły" dobiega końca. Mam nadzieję, że jest to po prostu odłożenie serii na półkę, by trochę poleżakowała i odpoczęła. Za parę lat można byłoby wrócić i kontynuować krwawy kurs życia.
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu